Drukuj
Kategoria: Z naszego biuletynu

Czego możemy się pozbawić, aby pomóc innym i wzbogacić ich naszym ubóstwem”.  

Ch bez rak

Na  Forum Młodych Teresa przygotowała materiały do medytacji nad radą ubóstwa. Skorzystała z wypracowanych wcześniej przez Irenę   wprowadzeń, dostosowując je do potrzeb naszego spotkania. Uczestnicy, podzieleni na grupy, pochylałi się nad innym fragmentem Ewangelii, aby po rozważeniu wyznaczonego fragmentu  podzielić się owocami  medytacji i wnioskami uzyskanymi podczas modlitwy. Postawiono  konkretne pytanie: „Czego możemy się pozbawić, aby pomóc innym i wzbogacić ich naszym ubóstwem”.

1. Jezus wymaga wrażliwości na potrzeby bliźnich. Przypowieść o miłosiernym Samarytaninie (Łk 10,29-37)

On zaś chcąc siebie usprawiedliwić, zapytał Jezusa: "A kto jest moim bliźnim?". Jezus, nawiązując do tego, powiedział: "Pewien człowiek schodził z Jeruzalem do Jerycha i wpadł w ręce zbójców. Ci nie tylko, że go obdarli,  lecz jeszcze rany mu zadali i zostawiwszy  na wpół umarłego, odeszli. Przypadkiem przechodził tą drogą pewien kapłan; zobaczył go i minął. Tak samo lewita, gdy przyszedł na to miejsce i zobaczył go, minął. Pewien Samarytanin, będąc w podróży, przechodził również obok niego. Gdy go zobaczył, wzruszył się głęboko:  podszedł do niego i opatrzył mu rany, zalewając je oliwą i winem; potem wsadził go na swoje bydlę, zawiózł do gospody i pielęgnował go. Następnego zaś dnia wyjął dwa denary, dał gospodarzowi i rzekł: ,,Miej o nim staranie, a jeśli co więcej wydasz, ja oddam tobie, gdy będę wracał".  Któryż z tych trzech okazał się, według twego zdania, bliźnim tego, który  wpadł w ręce zbójców?". On odpowiedział: "Ten, który mu okazał miłosierdzie". Jezus mu rzekł: "Idź, i ty czyń podobnie!". (Łk 10,29-37)

- Trzej podróżni, którzy napotkali na swej drodze rannego i obrabowanego człowieka, spieszyli do swych zajęć. Kapłana i lewitę wiązały obowiązki służby, Samarytanina jakieś interesy. To zdolność do współczucia podyktowała jednemu z nich właściwy krok - podszedł do rannego. Człowiek, jego rzeczywista potrzeba była dla niego ważniejsza od bezwzględnego podporządkowania się interesom. Jego serce nie było zniewolone przez dobra materialne.

- Jezus mówi, że Samarytanin wzruszył się głęboko. Takie uczucie, dalekie od płytkiej egzaltacji dyktuje mu trzeźwe podejście do sprawy: opatruje rany poszkodowanego - dziś powiedzielibyśmy, że „udziela mu pierwszej pomocy” i zapewnia mu dalszą opiekę. Z bliska ogląda i ocenia niedolę bliźniego i daje hojnie ze swych zasobów.

- Jezus uczy nas także własnym przykładem współczucia, które owocuje czynną pomocą. Ewangelia opowiada, że wzruszyło Go nieszczęście wdowy z Nain i wskrzesił jej syna (Łk 7,11-17). Wzruszenia doznaje na widok żałoby sióstr Łazarza, którego wskrzesza (J 11,41-44), żal Mu ludu zagubionego jak owce bez pasterza (Mk 6,34). Jego Serce jest „wielkiego miłosierdzia, hojne dla wszystkich, którzy Go wzywają”. Prośmy Pana Jezusa, by kształtował nasze serca na wzór Swego Serca.

- Ewangelia, która tak niewiele mówi o Matce Bożej, wspomina właśnie jej wrażliwość na potrzeby ludzi, opowiadając o weselu w Kanie Galilejskiej (J 2,1-12). Ten przykład może nam być szczególnie bliski, gdyż dotyczy zwykłych, powszednich spraw ludzkich.

- Zdolność do współczucia jest nam dana - jednak niepielęgnowana zamiera. Wymaga kontaktu z bliźnimi, uwagi na ich potrzeby i gotowości do pomocy - konkretnej, trzeźwej, dostosowanej do warunków życia codziennego, tak jak ukazuje to przypowieść o miłosiernym Samarytaninie oraz przykład Jezusa i Maryi.

2. Jezus przestrzega przed zatwardziałością serca. Przypowieść o ucztującym bogaczu i Łazarzu (Łk 16,19-31); konflikt Jezusa z faryzeuszami z powodu uzdrowienia w szabat (Mk 3,1-6)

Żył pewien człowiek bogaty, który ubierał się w purpurę i bisior i dzień w dzień świetnie się bawił. U bramy jego pałacu leżał żebrak okryty wrzodami, imieniem Łazarz. Pragnął on nasycić się odpadkami ze stołu bogacza; nadto i psy przychodziły i lizały jego wrzody. Umarł żebrak, i aniołowie zanieśli go na łono Abrahama. Umarł także bogacz i został pogrzebany. Gdy w Otchłani, pogrążony w mękach, podniósł oczy, ujrzał z daleka Abrahama i Łazarza na jego łonie. I zawołał: "Ojcze Abrahamie, ulituj się nade mną i poślij Łazarza; niech koniec swego palca umoczy w wodzie i ochłodzi mój język, bo strasznie cierpię w tym płomieniu". Lecz Abraham odrzekł: "Wspomnij, synu, że za życia otrzymałeś swoje dobra, a Łazarz przeciwnie, niedolę; teraz on tu doznaje pociechy, a ty męki cierpisz. A prócz tego między nami a wami zionie ogromna przepaść, tak że nikt, choćby chciał, stąd do was przejść nie może ani stamtąd do nas się przedostać". Tamten rzekł: "Proszę cię więc, ojcze, poślij go do domu mojego ojca! Mam bowiem pięciu braci: niech ich przestrzeże, żeby i oni nie przyszli na to miejsce męki". Lecz Abraham odparł: "Mają Mojżesza i Proroków, niechże ich słuchają!". "Nie, ojcze Abrahamie - odrzekł tamten - lecz gdyby kto  z umarłych poszedł do nich, to się nawrócą". Odpowiedział mu: "Jeśli Mojżesza i Proroków nie słuchają, to choćby kto z umarłych powstał, to nie uwierzą". (Łk 16,19-31)

Wszedł znowu do synagogi. Był tam człowiek, który miał uschłą rękę. A śledzili Go, czy uzdrowi go w szabat, żeby Go oskarżyć. On zaś rzekł do człowieka, który miał uschłą rękę: << Stań tu na środku!>> A do nich powiedział: ,,Co wolno w szabat: uczynić coś dobrego czy coś złego? Życie ocalić czy zabić?>> Lecz oni milczeli. Wtedy spojrzawszy wkoło po wszystkich z gniewem, zasmucony z powodu zatwardziałości ich serca, rzekł do człowieka: <<Wyciągnij rękę!>> Wyciągnął, i ręka jego stała się znów zdrowa. A faryzeusze wyszli i ze zwolennikami Heroda zaraz odbyli naradę przeciwko Niemu, w jaki sposób Go zgładzić. (Mk 3,1-6)

- Bogacz prowadzi hulaszcze życie - codziennie świetnie się bawi. Ani on, ani nikt z jego otoczenia nie dostrzega u bram pałacu Łazarza, jego głodu i skromnego pragnienia, by otrzymać resztki z pańskiego stołu.

- Są tak blisko siebie, a dzieli ich przepaść nie do przebycia. Bogacz jest całkowicie skoncentrowany na sobie, na swoich przyjemnościach, całym sercem oddany trwonieniu swego majątku. Śmierć utrwala ten stan. „Przepaść nie do przebycia” zionie między nim a wspólnotą zbawionych. Straszna to groźba w ustach tak pełnego dobroci Jezusa.

- Prośmy o pomoc w przeciwstawianiu się pokusie do dogadzania sobie, abyśmy nie popadli w obojętność na niedolę bliźnich. Rozważmy, że prowadzi ona do zerwania wspólnoty, gdy tymczasem tak bardzo leży nam na sercu troska o jedność.

- Inny rodzaj zatwardziałości serca opanował faryzeuszy. Idą do synagogi, aby śledzić Jezusa, czy uzdrowi w szabat kalekę. Jezus pobudza ich do zastanowienia się. Stawia przed nimi kalekę i pyta: „Wolno w szabat uczynić coś dobrego, czy należy źle czynić?”. Napotyka na mur milczenia. Faryzeusze nie dopuszczają do siebie myśli, że mogliby zrewidować swoją postawę.

- I oni są całkowicie skoncentrowani na sobie, na własnej przez siebie wydumanej doskonałości. Przestrzeganie obyczajów i drobiazgowych przepisów rytualnych w większości niewiele lub nic nie ma już wspólnego z pierwszym w Izraelu przykazaniem miłości i bliźniego. Daje im jednak poczucie wyższości nad innymi, rodzi pewność siebie. Zapatrzeni w siebie stają się twardzi i bezwzględni wobec bliźnich. Ich niedola ich nic nie obchodzi - gotowi są nawet uważać za karę Bożą za grzechy.

-  Miłosierdzie Jezusa drażni faryzeuszów. Odczuwają je jako zakwestionowanie ich postawy. Tym razem Jezus staje się przeciwnikiem, którego trzeba wyeliminować. Wyszedłszy z synagogi, zastanawiają się, jak Go zabić. Pytanie Jezusa: czy wolno w szabat życie ocalić, czy zabić - przechodzi nad ich głowami, ich nie dotyka,  nie porusza. Ewangelista opowiada, że Jezus „obrzucił ich gniewnym spojrzeniem, zasmucony taką zatwardziałością ich serca...”.

- Rozważmy, że pokusa faryzejskiego wypaczania pojęcia doskonałości zagraża nam wszystkim, wszystkim chrześcijanom, a zwłaszcza powołanym do konsekracji swego życia Bogu. Można zadowolić się formalnym tylko przestrzeganiem naszych Konstytucji i uważać, że jest się w porządku, zamykając przy tym oczy na to, co dzieje się  wokół nas i wymaga być może zaangażowania. Skupienie swej uwagi na „byciu w porządku” wysusza serce, wzmaga w nas chęć bronienia swego dobrego samopoczucia, wygody, oddziela od innych. Mogliby oni przecież czegoś od nas chcieć, zakwestionować nasz utarty sposób postępowania.

- Współczesnym wypaczeniem pojęcia doskonałości jest także bezwzględne dążenie do sukcesu zawodowego i materialnego, budowanie na nim poczucia swej wartości. Jakże często jego ofiarą pada rodzina i najbliżsi, dla których brak serca, czasu, zainteresowania.  Jak bezwzględna, raniąca i niszcząca staje się walka konkurencyjna. Dążenie do sukcesu zawodowego może zająć miejsce służby - tak ludziom jak Bogu. Rozważmy to zagrożenie i prośmy naszego Pana, by pomógł nam je przezwyciężać. Prośmy o zachowanie zdolności do współczucia. Rozważmy, że otwarte oczy i serca na potrzeby bliźnich to pierwszy podstawowy krok do miłości dojrzałej, do której chcemy dążyć. Módlmy się z myślą o tym według potrzeby naszego serca - częściej, przez wiele dni.

- Wszyscy w swej niedoskonałości potrzebujemy miłosierdzia. Jezus obiecuje je jednak tym, którzy miłosierdzie świadczą bliźnim: Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią (Mt 5,7). Prośmy, byśmy całym sercem poszli  wskazaną przez Chrystusa drogą... Św. Jakub uczy: „Mówcie i czyńcie tak, jak ludzie, którzy będą sądzeni na podstawie prawa wolności. Będzie to bowiem sąd nieubłagalny dla tego, który nie czynił miłosierdzia: miłosierdzie odnosi triumf nad sądem” (Jk 2,12-13).

3. Rozważmy w naszych warunkach wezwanie Jezusa: sprzedaj, co masz, rozdaj ubogim i przyjdź, naśladuj Mnie (Mt 19,16-22).

"A oto podszedł do Niego pewien człowiek i zapytał: ,,Nauczycielu, co dobrego mam czynić, aby otrzymać życie wieczne?>>. Odpowiedział mu: <<Dlaczego Mnie pytasz o dobro? Jeden tylko jest Dobry. A jeśli chcesz osiągnąć życie, zachowaj przykazania>>. Zapytał Go: <<Które?>> Jezus odpowiedział: <<Oto te: Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, czcij ojca i matkę oraz miłuj swego bliźniego, jak siebie samego!>> Odrzekł Mu młodzieniec: <<Przestrzegałem tego wszystkiego, czego mi jeszcze brakuje?>> Jezus mu odpowiedział: <<Jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj, co posiadasz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną!>> Gdy młodzieniec usłyszał te słowa, odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości." (Mt 19,16-22).

- Młodzieniec, któremu Pan Jezus daje tę radę - wezwanie, posiadał wiele majętności. My w większości ich nie posiadamy. Sprzedajemy naszą pracę, a zatem i nasze zdolności i umiejętności. Otrzymujemy wynagrodzenie. Od wrażliwości naszego serca, od hojności zależy, ile z tego zużyjemy na własne potrzeby, a ile „rozdamy ubogim”, czy to bezpośrednio, czy przez włączenie się w jakieś dzieło charytatywne. Rozmawiając o tym z innymi, szukamy najlepszej drogi dzielenia się.

- Radę „sprzedaj, co posiadasz” możemy też rozumieć jako wezwanie, by dobrze wykorzystać swe zdolności i umiejętności i nie marnować ich przez lekkomyślne zaniedbanie i lenistwo. Tak pojęta rada Jezusa staje się wezwaniem do rzetelnej pracy, by pomnażać talenty otrzymane od Boga tak, by przyniosły obfite owoce, którymi moglibyśmy się dzielić z potrzebującymi. W tym ujęciu nie chodzi tylko o pieniądze, a o wszystkie dobre owoce naszej pracy zawodowej, społecznej, jakiejkolwiek: czy to będzie przyrządzenie posiłku, czy nauczanie, czy służba na rzecz chorych, czy praca w administracji państwowej, czy działalność społeczna, np. poparcie słusznej inicjatywy, zaangażowanie się w jakiejś fundacji. Jednym słowem wszystko, co służyć może budowaniu królestwa miłości, sprawiedliwości i pokoju.

Prośmy o zrozumienie tego wezwania. Idziemy w tym za myślą św. Jana Pawła II, który pracę uważał za istotny sposób realizowania przez nas rady ubóstwa. Będzie to nasz sposób naśladowania Jezusa, który wszystkie swoje bosko-ludzkie zdolności oddał na służbę ludziom, nie szczędząc trudu i pracy, tak że bywało, iż nie miał czasu spożyć posiłku. Nie posiadał majętności, lecz dawał jałmużnę z tego, co otrzymywał i w inny sposób obdarowywał: uzdrawiał chorych, nauczał, formował apostołów i uczniów - zalążek swego Kościoła. Prośmy o umiejętność wykorzystania przykładu Jezusa w naszym życiu.

- Młodzieniec, który nie przyjął rady Jezusa, odszedł smutny. Chciał swą majętność zachować dla siebie. Jednak radość leży w twórczym wykorzystaniu tego, co posiadamy, w „mnożeniu talentów”, w dzieleniu się nimi z innymi, w oddawaniu ich Jezusowi dla budowania Jego królestwa. Wtedy spełni się dla nas Jego obietnica: „Nikt nie opuszcza domu, braci, sióstr, matki, ojca, dzieci i pól z powodu Mnie i z powodu Ewangelii, żeby nie otrzymał stokroć  więcej teraz, w tym czasie, domów, braci, sióstr. matek, dzieci i pól, wśród prześladowań, a życia wiecznego w czasie przyszłym” (Mk 10,29-30). Jest to radość Jezusa z wypełnienia zadania zleconego Mu przez Ojca. Radość, którą pragnie się z nami dzielić.

4. Jezus powołuje nas do współdziałania z Opatrznością Bożą. Ewangelia o udziale uczniów w cudownym rozmnożeniu chleba (Mk 6,34-45)

"Gdy Jezus wysiadł, ujrzał wielki tłum. Zlitował się nad nimi, byli bowiem jak owce nie mające pasterza. I zaczął ich nauczać. A gdy pora była już późna, przystąpili do Niego uczniowie i rzekli: <<Miejsce jest puste, a pora już późna. Odpraw ich! Niech idą do okolicznych osiedli i wsi, a kupią sobie coś do jedzenia>>. Lecz On im odpowiedział: <<Wy dajcie im jeść!>> Rzekli Mu: <<Mamy pójść i za dwieście denarów kupić chleba, żeby im dać jeść?>> On ich spytał: <<Ile macie chlebów? Idźcie, zobaczcie!>> Gdy się upewnili, rzekli: <<Pięć i ryby>>. Wtedy polecił im wszystkim usiąść gromadami na zielonej trawie. I rozłożyli się, gromada przy gromadzie, po stu i po pięćdziesięciu. A wziąwszy pięć chlebów i dwie ryby, spojrzał w niebo, odmówił błogosławieństwo, połamał chleby i dawał uczniom, by kładli przed nimi; także dwie ryby rozdzielił między wszystkich. Jedli wszyscy do sytości i zebrali jeszcze dwanaście pełnych koszów ułomków i ostatków z ryb. A tych, którzy jedli chleby, było pięć tysięcy mężczyzn. Zaraz też przynaglił swych uczniów, żeby wsiedli do łodzi i wyprzedzili Go na drugi brzeg, do Betsaidy, zanim odprawi tłum." (Mk 6,34-45)

- Wielki tłum ludzi słucha nauki Jezusa "na pustkowiu" aż do "bardzo późnej pory". Uczniowie niepokoją się sytuacją - ludzie są głodni. Jezus tymczasem zamierza ich nakarmić i daje uczniom polecenia: "wy dajcie im jeść". Przynoszą więc to, co jest na miejscu - trochę żywności. Potem oni organizują rozdzielanie chleba i ryb - stają się pierwszymi świadkami cudu.

- W jakiejś mierze ta sytuacja powtarza się. Wielcy chrześcijanie naszych czasów - św. Maksymilian Kolbe, św. Matka Teresa z Kalkuty (kanonizacja  4 września 2016r. w Rzymie) stawali wobec ogromnych potrzeb bliźnich i idąc za głosem sumienia starali się im zaradzić, chociaż po ludzku rzecz biorąc nie mieli po temu środków materialnych. Zaczynali od małego, a Bóg błogosławił ich pracy, pobudzał serca ludzkie do pomocy - i tak za ich pośrednictwem dokonywali rzeczy cudownie wielkich. Ich ofiarność, wiara i zaufanie otwierały drogę Jego hojności i wraz z nią rosły. Takie wielkie dzieła Opatrzności i oddanych Jezusowi ludzi stale występują w dziejach, wspomnijmy choćby św. Wincentego a Paulo, bł. Teresę Ledóchowską, św. Jana Bosko, św. Brata Alberta... Doświadczamy ich też na skromniejszą skalę w życiu naszych instytutów, rodzin... Dziękujemy Bogu za Jego Opatrzność działającą przez ludzi.

- Opatrzność Boża działa także w ukryciu, tak, że nie wiemy, kiedy i jak wykorzystuje nasze dobre czyny. Przykładem z Ewangelii mogą być "trzej królowie". Odjechali do swego kraju, gdy w Betlejem panował spokój - nawet przeczuć nie mogli, jak bardzo ich dary będą potrzebne Świętej Rodzinie, zmuszonej do dalekiej podróży na obczyznę.

- Popatrzmy na naszą pracę, starania o pomoc bliźnim, o dobro jako współdziałanie z Opatrznością Bożą. Rozważmy, jak wielka to łaska i radość, że Bóg przyjmuje nasze drobne czyny i włącza je w swoje potężne działanie. Oddajmy je naszemu Bogu z zaufaniem, aby nimi dysponował, jak zechce i powracajmy do takiej modlitwy w ciągu dnia, wśród zajęć. Pan jest blisko - miłujący "myśli Jego z pokolenia na pokolenie, by ratować dusze od głodu".

- Prośmy, byśmy nie ulegali zniechęceniu, gdy nie będziemy oglądali owoców naszego działania. Rozważmy, że jest to właściwością zaczynu, że działa w ukryciu, powoli... Zwiążmy tę świadomość z naszą codzienną modlitwą.

5. Pomoc „rozwojowa”. Przypowieść o gospodarzu najmującym do pracy (Mt 20,1-16)

"Albowiem królestwo niebieskie podobne jest do gospodarza, którzy wyszedł wczesnym rankiem, aby nająć robotników do swej winnicy. Umówił się więc z robotnikami o denara (w czasach Jezusa przeciętne wynagrodzenie za dzień pracy) za dzień i posłał ich do winnicy. Gdy wyszedł około godziny trzeciej, zobaczył innych, stojących na rynku bezczynnie, i rzekł do nich: "Idźcie i wy do mojej winnicy, a co będzie słuszne, dam wam". Oni poszli. Wyszedłszy ponownie około godziny szóstej i dziewiątej, tak samo uczynił. Gdy wyszedł około godziny jedenastej, spotkał innych stojących i zapytał ich: "Czemu tu stoicie cały dzień bezczynnie?". Odpowiedzieli Mu: "Bo nas nikt nie najął". Rzekł im: "Idźcie i wy do winnicy!". A gdy nadszedł wieczór, rzekł właściciel winnicy do swego rządcy: "Zwołaj  robotników i wypłać im należność, począwszy od ostatnich aż do pierwszych!". Przyszli najęci około jedenastej godziny i otrzymali po denarze. Gdy więc przyszli pierwsi, myśleli, że więcej dostaną; lecz i oni otrzymali po denarze. Wziąwszy go, szemrali przeciw gospodarzowi, mówiąc: "Ci ostatni jedną godzinę pracowali, a zrównałeś ich z nami, którzyśmy znosili ciężar dnia i spiekoty". Na to odrzekł jednemu z nich: "Przyjacielu, nie czynię ci krzywdy; czy nie o denara umówiłeś się ze mną? Weź, co twoje, i odejdź! Chcę też i temu ostatniemu dać tak samo jak tobie. Czy mi nie wolno uczynić ze swoim, co chcę? Czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry?". Tak ostatni będą pierwszymi a pierwsi ostatnimi" (Mt 20,1-16)

- Gospodarz wychodzi na rynek o różnych porach i zabiera do swej winnicy ludzi, których nikt nie najął do pracy - bezrobotnych. Dostrzega ich niedolę – stoją, próżnując, bez nadziei na zarobek. Szanuje i chroni ich godność, dając im pracę, a nie upokarzającą zdrowego człowieka jałmużnę. Jego delikatna dobroć przejawia się w tym, że daje równą zapłatę nawet tym, którzy krótko pracowali. Przypatrzmy się tej postaci dobroci i miłosierdzia Bożego. Prośmy dla siebie o wrażliwość na niedolę ludzi pozbawionych możliwości zarobkowania.

- Potrzeba pomocy „rozwojowej” znajduje dziś coraz więcej zrozumienia w świecie. Troska o miejsca pracy, o pomoc w zdobyciu odpowiedniego wykształcenia i przygotowania do zawodu - w tym także przez rehabilitację niepełnosprawnych i troskę o zaniedbane dzieci - to dziedziny wymagające tak bezpośredniego zaangażowania, jak i pomocy materialnej. Świadczymy tę pomoc zarówno dając pieniądze, jak też przez bezpłatną pracę społeczną. Troską obejmujemy nie tylko potrzeby naszego środowiska i kraju - lecz misje i w ogóle najuboższe regiony świata. Rozważmy nasz udział w tym „dziele”.

- Rozważmy też, że w ten sposób przyczyniamy się do pełniejszego braterstwa między ludźmi, pomagając im w rozwoju, przyczyniając się do zmniejszenia różnic między bogatymi i ubogimi, spychanymi na margines społeczeństwa.

- Rozważając, jak wielka jest niedola ludzi pozbawionych możliwości pracy i zarobkowania, prośmy, abyśmy potrafili uwrażliwiać na nią nasze otoczenie. Prośmy, abyśmy potrafili szanować godność ludzi ubogich, niepełnosprawnych - i tej godności bronić.

- Rozważmy nasze możliwości pomocy bezrobotnym i niepełnosprawnym - troski o to, by nie byli spychani na margines, a nawet poza ramy społeczności ludzkiej. Będzie to w duchu naszego powołania do wspólnoty instytutów świeckich „w sercu świata” i mamy wielką szansę realizowania nowego przykazania miłości objawionego nam przez Chrystusa, a które czyni nas wszystkich braćmi.

6. Gościnność w życiu Jezusa (J21, 1-14)

- Ewangelie opowiadają o różnych gościnach, w których Jezus brał udział: bywał w domu przyjaciół - Łazarza, Marty i Marii (Łk 10, 38-42; J 11, 1-44), był na uczcie weselnej w Kanie Galilejskiej (J 2, 1-11), na przyjęciu u faryzeusza Szymona (Łk 7, 36-50), na uczcie, którą wyprawił dla Niego Zacheusz (Łk 19, 1-10). Sam był gospodarzem Ostatniej Wieczerzy (J13, 1-20), po swym zmartwychwstaniu przygotował poranny posiłek dla uczniów wracających z połowu (J 21, 1-14).

- Wszystkie te spotkania dawały Jezusowi okazję do bezpośredniego, swobodnego kontaktu z uczestnikami w atmosferze bliskości, jaką stwarza wspólny stół, ograniczone grono osób i nastawienie na wymianę gestów życzliwości, wrażeń, myśli.

- Jezus przyjmuje z wdzięcznością gesty życzliwości - pomyślmy o Marii namaszczającej Jego stopy drogim olejkiem w domu Łazarza na uczcie, krótko przed śmiercią Jezusa i o drugiej Marii  - jawnogrzesznicy - w domu Szymona, reaguje na potrzeby gospodarzy - jak w Kanie;

- odnosi się do wypowiedzi współbiesiadników: cieszy się wyznaniem Zacheusza, prostuje poglądy faryzeusza Szymona przypowieścią o różnej wdzięczności tych, którym darowano jednemu wielki, drugiemu mały dług, poucza Martę o proporcjach  między duchową i materialną stroną przyjęcia.

- Przyjrzyjmy się tym spotkaniom, rozważmy to, co nas osobiście uderza, pociąga. Módlmy się o wykorzystanie przykładu Jezusa w naszym życiu, a zwłaszcza o łaskę harmonijnego łączenia postawy Marii i Marty. Prośmy o to, by nasi goście wychodzili z naszego domu ubogaceni duchowo, obdarowani na miarę naszych możliwości pomocą w potrzebach, które nam zawierzyli.

Rozważmy także zagrożenie gościnności przez interesowność. Jezus zwraca na nie  uwagę, przestrzegając przed zapraszaniem tych, na których wdzięczność i wzajemne usługi liczymy (Łk 14, 12-14). Podkreśla wartość zapraszania bliźnich znajdujących się w różnych potrzebach.

Troska o gościnność ukształtowaną według Ewangelii wchodzi w nasze apostolskie powołanie. Jest nam także bliska dlatego, że nasi Założyciele odznaczali się bardzo serdeczną gościnnością.

- Wspólny posiłek wyraża wspólnotę. Dobrze przeżyty umacnia ją i buduje. Jest okazją do wymiany także dóbr duchowych. Takim wspólnym posiłkiem jest Ostatnia Wieczerza, podczas której Jezus dzieli się z uczniami swymi najgłębszymi przeżyciami i pragnieniami, powierza im swoje zamysły i wyjaśnia ich - uczniów - miejsce i rolę w ich realizacji. Przekazuje to, co dla Niego najistotniejsze: troskę o ich jedność między sobą , z Nim i Ojcem - i swoją radość z tego dzieła.

- Wejdźmy w modlitwie w atmosferę tej wieczerzy. Prośmy, by nasze rodzinne spotkania z niej czerpały, aby spełniała się w nich obietnica Jezusa, że będzie wśród tych, którzy gromadzą się w Jego imię (Mt 18, 19-20). Prośmy, aby ta Jego obecność mogła nam się udzielać poprzez naszą wzajemną życzliwość, wymianę myśli, doświadczeń, świątecznych darów. Prośmy także o umiejętność wspólnego świętowania, by przeżywać głęboki sens naszych świąt. Wszystko to jest wielką łaską.

Propozycja, aby doświadczyć gościnności Jezusa, który przygotował posiłek dla uczniów.

"Potem znowu ukazał się Jezus nad Morzem Tyberiadzkim. A ukazał sie w ten sposób: Byli razem Szymon Piotr, Tomasz, zwany Didymos, Natanael z Kany Galilejskiej, synowie Zebedeusza oraz dwaj inni z Jego uczniów. Szymon Piotr powiedział do nich: <<Idę łowić ryby>>. Odpowiedzieli Mu: <<Idziemy i my z tobą>>. Wyszli więc i wsiedli do łodzi, ale tej nocy nic nie złowili. A gdy ranek zaświtał, Jezus stanął na brzegu. Jednakże uczniowie nie wiedzieli, że to był Jezus. A Jezus rzekł do nich: <<Dzieci, czy macie co na posiłek?>>. Odpowiedzieli Mu: <<Nie>>. On rzekł do nich: <<Zarzućcie siec po prawej stronie łodzi, a znajdziecie>>. Zarzucili więc i z powodu mnóstwa ryb nie mogli jej wyciągnąć. Powiedział więc do Piotra ów uczeń, którego Jezus miłował: <<To jest Pan!>>. Szymon Piotr usłyszawszy, że to jest Pan, przywdział na siebie wierzchnią szatę - był bowiem prawie nagi - i rzucił się w morze. Reszta uczniów dobiła łodzią, ciągnąc za sobą sieć z rybami. Od brzegu bowiem  nie było daleko - tylko około dwustu łokci. A kiedy zeszli na ląd, ujrzeli żarzące się na ziemi węgle, a na nich ułożona rybę oraz chleb. Rzekł do nich Jezus: <<Przynieście jeszcze ryb, któreście teraz ułowili>>. Poszedł Szymon Piotr i wyciągnął na brzeg sieć pełną wielkich ryb w liczbie stu pięćdziesięciu trzech. A pomimo tak wielkiej ilości, sieć się nie rozerwała. Rzekł do nich Jezus: <<Chodźcie, posilcie się!>>. Żaden z uczniów nie odważył się zadać Mu pytania: <<Kto Ty jesteś?>>, bo wiedzieli, że to jest Pan. A Jezus przyszedł, wziął chleb i podał im - podobnie i rybę. To już trzeci raz, jak Jezus ukazał się uczniom od chwili, gdy zmartwychwstał" (J 21, 1-14).

(z naszego biuletynu; przygotowała Ela S.)